Mareczek Mareczek
109
BLOG

Szczęśliwy bez dzieci i rodziny

Mareczek Mareczek Społeczeństwo Obserwuj notkę 1

 Będąc wiekowo w rozkroku między młodością a starością, utwierdzam się w swej decyzji, by nie mieć w życiu małżonki i dzieci. Często o tym piszę, co zawsze kwitowane jest różnego rodzaju zdenerwowaniem u ludzi; przejawia się ono najczęściej w twierdzeniu że jeszcze zmienię zdanie, a o osądach że jestem pusty, płytki, nienormalny, psychicznie chory, że nikt mi nie podetrze wiadomo czego na starość, nawet nie wspominam. 


Nienormalny jakiś!

Częste są też kąśliwości w stylu "i dobrze że nie chcesz, żal by było tych dzieci", diagnoz amatorów psychiatrii że jestem bardzo nieszczęśliwym, okaleczonym emocjonalnie człowiekiem, oraz argumenty religijne, że Bóg tego nie pochwala; nie wiem, gdy pytam Bóg milczy, a to co słyszę to jedynie pouczenia kapłanów jednego z wielu wierzeń. Ogólnie w reakcjach dominuje pogarda, czasami zastanawiająca nienawiść, twierdzenia że moje istnienie jest niepotrzebne, wypaczone, perwersyjne. Może i tak jest, ale skoro Pan Bóg dał mi dłonie, wolną wolę i na komputer, pozwolę sobie przedstawić swoje zdanie w tej kwestii.


Gdy latami ciężko chorowałem zamknięty w domu, nikt się mną nie interesował; Gdy piszę że w wyniku przemyśleń podjąłem taką a nie inną decyzję, a przecież nikomu ona krzywdy nie czyni, nagle wielu chce mnie ocalić od wybrania złej drogi w życiu, od nieszczęść, pustki i samotności, która z całą pewnością stanie się mym udziałem. Skąd tak nagłe zainteresowanie moim życiem? A może to przez ten słynny 2012 rok, gdzie ludzie mieli stać się nagle życzliwi i pełni miłości? No cóż, myślę że nie. To raczej strach, że ktoś może nie iść drogą którą wydeptuje beczące stado baranów, armia klonów rezygnujących ze swej indywidualności, na rzecz obowiązujących trendów.

Nieubrany strach ma wielkie oczy

Skąd pochodzi ten strach? Ano stąd, że on w nich jest, niejasno go odczuwają na krawędzi świadomości; nieubrany, nienazwany, ale on tam jest. Gdy ktoś mówi to co nie tylko przecież ja, strach uzyskuje potwierdzenie, staje się realniejszy. Wyłania się z mgły snu, przyoblekając w cielesną materialność. By nie wziął we władanie człowieka, trzeba gwałtownym atakiem zniszczyć go w zarodku, spalić, pociąć i głęboko zakopać. Dlatego ludzie atakują moją decyzję o tym, by przeżyć życie jako singiel, albo stary, cuchnący kawaler, co z lubością podkreślają. Jeśli od dzieciństwa ludziom się wmawia (kultura, sztuka, książki, filmy) że szczęście to dzieci i ślub, ktoś kto w to nie wierzy, wyłamuje się z powszechnej wiary w serwowane ludziom mrzonki, musi być chory, psychiczny. Czyżby? A może to ja jestem zdrowy, a wytresowany powtarzaniem od dzieciństwa tłum jest chory, nienormalny? To oszukany prostacką psychotechniką tłum wyniósł do władzy Hitlera i Stalina, wszystkich dyktatorów, papieży i despotów którzy później topili motłoch we własnej krwi. Tłum zawsze się myli, bo tłum można oszukać rzucając mu chleb i igrzyska, a czasem miedziaka; zawsze się tak robiło, robi i robić będzie. Moi oponenci starają się, by moją postać w ich głowie, w ich wyobrażeniu zniszczyć, wyśmiać, obrzydzić, utopić w gnojówce wyrazów powszechnie uznawanych za nieprzyzwoite. Ale to nie moja głowa, nie moja wyobraźnia i sfera emocjonalna gdzie odbywa się ten wirtualny lincz. Chcą karać myślozbrodniarzy, a karzą siebie, bo przecież nieprzyjemne myśli które tworzą wprowadzają ciało w stres, a ten jest niszczący dla ciała i umysłu.
 

Dlaczego więc nie chcę się hajtać i rozmnażać?

1. Dzieci przez pierwszych kilka, kilkanaście lat są wspaniałe, słodkie, sam je bardzo lubię. Podobnie jest ze związkiem, gdzie zakochanie (hormonalny haj) i seks sprawiają, że idzie się "do przodu", czyli angażuje coraz bardziej; ślub, dzieci, wspólny kredyt mieszkaniowy. A co później? Statystyki rozwodów i alkoholizmu mówią same za siebie, a przecież nie wszyscy którzy żyją ze sobą jak pies z kotem, się rozwodzą. Podobnie jest z dzieciakami - pierwszy okres cudowności uzależnia człowieka, by później często gęsto przeżywać piekło dorastania dziecka - część oczywiście wychodzi na ludzi, ale jakaś część już nie; czyli ryzyko i wieloletni koszmar obcowania z policją, narkotykami, ciążami Bóg jeden wie z kim, epilepsją i innymi efektami młodzieńczej pomysłowości.
 

2. Dziecko to bezustanny strach o to, czy nie zachoruje albo nie umrze. Nie wiem jak inni ludzie, ale ja bałbym się bezustannie; taką mam już lękową (tchórzowską! wrzasną Panie) naturę. Mój ulubiony brat cioteczny umarł w wypadku drogowym, mimo świętych medalików w aucie i dobrego wychowania. Nie znasz dnia, ani godziny. Dla mnie, człowieka który wychował się z chorym ojcem, oczekiwanie na coś złego jest normą. Nie chciałbym tego przeżywać od nowa. Zazdroszczę ludziom, którzy nie myślą w ogóle o niebezpieczeństwach życia, a czasem ich nienawidzę gdy wyprzedzają na trzeciego, bo przecież nie trzeba się niczym martwić, bać, trzeba być na luzie, w końcu jakoś to będzie. Gdy odwiedzałem w Konstancinie błagającego mnie o zabicie, piszczącego z bólu dziadka (złamany kręgosłup, całkowity paraliż), trochę się napatrzyłem na tych wyluzowanych mistrzów kierownicy, jak robili pod siebie. Bardzo chciałbym by agresywni przeciwnicy eutanazji, na własnej skórze doświadczyli tego, jak w praktyce wygląda to co głoszą.
 

3. Dziecko to poświęcenie tego okresu swego życia, gdzie człowiek jest najsilniejszy, najzdrowszy i najbardziej produktywny. Co najzabawniejsze (jak dla kogo) w plus minus 10 - 20% przypadków, poświęca się swe najlepsze lata na wychowanie cudzego dziecka. Ta świadomość by mnie zniszczyła.
 

4. Gdybym pokochał dziecko (nie byłoby o to trudno), małżonka trzymałaby mnie za jaja. Nie musiałaby, ale mogłaby, co jak pokazuje życie, często jest wykorzystywane - Nie zgodził bym się na coś? Chciałbym coś zrobić po swojemu? Zagroziłaby odebraniem mi dziecka, a ja bym zrobił wszystko by je zatrzymać i wył po nocach. Nie, dziękuję. Zbyt wiele widziałem takich sytuacji, by się ich panicznie nie bać. Ja widziałem jak wygląda życie dwojga ludzi, którzy żyć ze sobą nie chcą a muszą ze względu na dzieci; to piekło na ziemi. Po co się w nim smażyć, w imię czego? Honoru, jednej z tysiąca bozi, ojczyzny?
 

5. Haj hormonalny zwany zakochaniem, mija po dwóch, trzech latach. Zostaje przykra codzienność z kobietą, która bez różowych okularów dopaminy najczęściej jest okropna. Ani o niczym pogadać, zero wspólnego języka, tylko płacz (wywoływany na życzenie), krzyki oraz presja by zasuwać na dwa etaty, bo sąsiedzi mają lepszy samochód. Nie chcę tak płytkiego, przyziemnego i prostackiego życia.
 

6. Dzieci gdy dorosną, wyfruwają z gniazda i jeśli ktoś się do nich przyzwyczaił, cierpi straszne, psychiczne męki odstawienne. Przeważnie dotyka to matki, które z braku hobby i własnych pasji, uwieszają się na małżonku, wyładowując na nim swoje lęki i frustracje. Gdy rodzice się starzeją, walka o pieniądz pcha ukochane dzieciaczki do walki o pieniądze z mieszkania czy działki. To codzienność sądów nie tylko w Polsce. Nawet nie będę pisał o tym, co się dzieje z umierającymi starcami w szpitalach, gdy dzieci nie mogą się doczekać zgonu, by walczyć z rodzeństwem o pieniądze. Moi znajomi lekarze opowiadali mi takie historie, że włosy stają dęba, zresztą sam przeżyłem to we własnej rodzinie. Rzadko kiedy więzy rodzinne są zbudowane na takim szacunku, by pieniądze nie zasłoniły ważniejszych w życiu wartości.

Egoista! Odmieniec! My jesteśmy lepsi!

Moja postawa brzmi strasznie egoistycznie, hedonistycznie? A jaką motywację mają "dzieciaci"? 


1. Chcą przetrwać w genach dzieci, ale czy pamiętasz swego pradziadka? Bo ja nie. Nawet obraz dziadka mi się prawie do końca zatarł w pamięci. To jakie to przetrwanie, przez ile czasu, jedno pokolenie w pamięci, która zna człowieka tylko z jednej strony, zna tylko jego maskę społeczną? Pier... taką sławę, nie za taką cenę.

2. Wszyscy mają dzieci i się hajtają, więc też tak trzeba robić, bo bycie odmieńcem jest wyszydzane i wyśmiewane. Unikamy więc nieprzyjemności, podążamy do przyjemności bycia w stadzie, gdzie wszyscy są tak samo sfrustrowani i nieszczęśliwi, gdzie jedyne wytchnienie to sobotni grill z kiełbasą na antybiotykach, sterydach, soli drogowej i butelka wódki ze szwagrem którego się skrycie nienawidzi, by stracić przytomność, uciec chociaż na chwilę od społecznej roli tatusia w klapkach kubota.

3. Presja rodziny na wnuki i kościelniaka, bezustanne pytania kiedy dzieci, ślub, dlaczego nie masz jeszcze dziewczyny, chcesz być starą panną? Takie pytania niszczą mocniej, niż napad z bronią w ręku; stałe, codzienne, bezlitosne i trwające latami zadręczanie człowieka, by zrobił tak jak chce stado zatroskane o to, że baran uświadomi sobie swą lwią naturę.

4. Wpadka, guma pękła, chciał nie chciał trzeba było się żenić, dawać księdzu kopertę by przymknął oko na wielki brzuszek panny młodej, całej w bieli oznaczającej niewinność i czystość.

5. Presja religii i państwa, które chcą mieć mięso armatnie na wojnę i barany do strzyżenia na kawior w restauracji i daninę dla Watykanu, międzynarodowej korporacji obiecującej gruszki na wierzbie za realne pieniądze, ziemię i wszelkie inne grzeszne dobra materialne.

6. Święta wiara wtłaczana wszystkim do głów od dzieciństwa, że tylko związek dwojga połówek da szczęście. No cóż, nie wierzę w to - szczęście to nawyk cieszenia się z życia, który trzeba wyćwiczyć a nie kupić robieniem dzieci, czy zakupami chińskich podróbek markowych ciuchów i elektroniki. 

7. Szykowanie sobie spadkobiercy, niewolnika do spełnienia swej woli, zemsty na swych wrogach, chęć pokazania światu swej płodności, męskiej siły, czy też posiadanie darmowego parobka do opieki na starość. To jest bardzo częste w rodzinach, gdzie jest np. dwóch, trzech chłopców i jedna dziewczynka. Zostaje ona tradycyjnie przeznaczona do usługiwania rodzinie, zastraszana i kontrolowana poczuciem winy. To temat który poznałem aż za dobrze, no cóż, nie każda mama kocha swoje dziecko.


Szczęście to nawyk, nic więcej


Ponieważ ja wiem, że posiadanie dziecka nie da mi szczęścia i spełnienia, nie muszę w to wchodzić - mogę, niektórzy tego naprawdę szczerze chcą, ale ja nie chcę. Kiedyś mi skojarzono szczęście z zewnętrznymi obiektami; dziećmi, kobietą, ciuchami, mięśniami, urodą, religią, duchowością, a ja zrozumiałem że to oszustwo, że szczęście może być ot tak, samo z siebie, nie musi być z niczym skojarzone, ani z Bogiem, ani z ciałem, wiarą - po prostu to naturalny stan istnienia człowieka. Mogę być szczęśliwy nie mając nic i nie robiąc niczego ważnego; mogę być szczęśliwy nawet bez Boga, co dla wielu wydaje się niemożliwe, ponieważ tak zostali uwarunkowani, zaprogramowani. 

Niewolnikowi ciężko to zrozumieć - bo on żeby wywołać w sobie stan ekscytacji (dopamina), został wytresowany by robić pewne rzeczy, zdobywać określone osiągnięcia, awanse i stopnie hierarchii społecznej, które szczęścia dać nie mogą, bo gdyby dały, nie można by już człowieka wykorzystywać, wysyłać na wojny, zachęcać do kupowania szmelcu, ciągnąć na tacę.

Żyję na luzie

Wybieram niezależne, przyjemne i wygodne singlowanie, swobodę wyboru swego stylu życia, mam czas i środki na zgłębianie swoich pasji, zainteresowań. Bez szarpania się, strachu i lęków. Swój majątek zapiszę komuś, kogo polubię, zresztą jakie to ma właściwie znaczenie? I tak wszystko zniknie w odmętach czasu, podobnie jak wiele rodzin żyjących na tej ziemi. Nikt ich nie pamięta, jakby nigdy nie istnieli, a przecież żyli, walczyli o swe szczęście, nigdy go nie osiągając.

Jeśli chcesz mnie skrytykować (oboje dobrze wiemy, że masz ochotę na coś więcej), pomyślmy logicznie. Nie mając dzieci mogę pisać książki, pomagać ludzkości na swój sposób. Moje życie jest pożyteczne i wartościowe, nawet bez dzieci i małżeństwa. Nie jest to dla mnie specjalnie ważne, ale po mojej śmierci moje książki i teksty zostaną, a to znacznie więcej niż jakieś geny w prawnuku, który pradziadka nie zna i nie chce znać, bo i po co znać starego, nudnego dziada? A że uważasz je za kiepskie? No cóż, każdy wytwór ludzkiej twórczości ma swych zwolenników i wrogów, czasem jego wartość ocenia się po kilku stuleciach. No i najważniejsze. Pytany jestem zawsze o to, co by moja matka powiedziała na to co piszę, co bym zrobił gdyby nie chciała mieć dzieci. No cóż, moja mama zna moje przekonania, akceptuje je. Takiego dokonała wyboru że chce mieć dziecko, a ja jako wolny człowiek, mam prawo dokonać swego wyboru. I dokonałem go.


Mareczek
O mnie Mareczek

Witam Państwa, jestem pisarzem (do tej pory 15 książek, ale chcę napisać więcej, o ile "pisarska nerwica" pozwoli), youtuberem, blogerem. Lubię mówić i pisać o sprawach, które mnie interesują.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo